Witam, moi drodzy!
Rozdział niby miał być w weekend, ale postanowiłam wstawić go dzisiaj, z racji na święta odbywające się w dniach pierwszego i drugiego listopada. Są to święta przeznaczone na zadumę i spokój, więc nie czułabym się dobrze z publikowaniem rozdziału w ten czas.
Ren: No a w sprawie rozdziału jest pewna informacja. I jest ona ważna, więc lepiej się z nią zapoznać. Chociaż z góry uprzedzam, że najpewniej trzeba będzie na nowo ogarnąć kilka rzeczy...
To prawda. Otóż podróż Ludovica opisana w rozdziale 17 nie działa się na równi z wydarzeniami zawartymi w rozdziale. Odbywała się ona po opuszczeniu przez niego Wybawców, a przed opuszczeniem gospody przez naszych szamanów. Z kolei wydarzenia z tego rozdziału dzieją się na równi z wydarzeniami przy Stonehenge.
~*~
Jun, Pyron, Tamao, Ponchi, Konchi oraz Pirika przestąpiły próg posiadłości Tao. Duchy rodziny od razu zaprowadziły wszystkich do pomieszczenia, gdzie mieli być jej rodzice. Byli tam wraz z kimś, kogo żaden z gości nie spodziewał się tam zobaczyć... Osobę, którą bardzo dobrze znały z opisów Yuuki oraz zdjęć, które im przedstawiła. Chłopak ten wstał z fotela, na którym jeszcze chwilę temu siedział i zaczął iść w ich stronę, uśmiechają się lekko. Rodzice i dziadek Jun jak widać nie widzieli w nim zagrożenia.
– Pyron! – krzyknęła Jun, a wojownik odrzucił na bok walizki. Zanim Ludovic zdążył się zorientować, co tak właściwie się dzieje, Pyron złapał go za gardło i przycisnął do ściany, tak, żeby nogi nawet nie dotykały do ziemi.
– Co ty robisz? – warknął zdenerwowany Yuan, ale córka zupełnie go zignorowała. Wolnym krokiem podeszła do Ludovica, przyglądając mu się uważnie. Zdziwił ją brak munduru Wybawcy, który teraz zastąpiony był koszulą, jeansami i czarnym płaszczem, który dziwnie kojarzył jej się z płaszczem noszonym przez Yuuki. Na wszelki wypadek położyła dłoń na talizmanach.
– Co ty tu robisz? – spytała zamiast niej Pirika, która razem z Tamao stanęła obok panny Tao.
– Najpierw... jego... ręka... – wychrypiał Szwajcar. Jun najwidoczniej zrozumiała jego komunikat, bo skinęła głową Pyronowi, żeby go puścił. Ludovic upadł na kolana, biorąc kilka głębokich wdechów. Jun patrzyła na niego z wrogością, nadal trzymając rękę na talizmanach.
– Tylko przestrzegam cię, Wybawco, bez żadnych sztuczek. Jeden niewłaściwy ruch w kierunki mojej rodziny albo moich przyjaciółek, a każę Pyronowi powyrywać ci po kolei wszystkie kończyny – warknęła. Wtedy Ludovic zdał sobie sprawę z tego, że niektóre kobiety są naprawdę przerażające...
***
Pięcioro młodych chłopców przekroczyło próg Funbari Onsen. Ich twarze wyrażały determinację i powagę. Przybyli tu, aby walczyć, a raczej – aby zwyciężyć. Nie dopuszczali do siebie żadnej innej możliwości. Funbari Onsen miało zostać ochronione i oni byli jedynymi, którzy mogli to zrobić. W zamian za przyjaźń i ciepło, jakie ofiarował im Yoh mimo wszystkiego, co zrobili. No i za rygor Anny, dzięki któremu zachowywali się jak ludzie. Przeważnie...
Rzucili swoje bagaże na ziemię, chwaląc Mantę za to, iż miał zapasowe klucze do posiadłości. Lyserg dodatkowo zdjął płaszcz. Następnie powstało pytanie ,,od czego zacząć".
– Może coś ugotuję? – zaproponował Ryu, przeczuwając, że jego przyjaciele mogą być głodni po podróży z Himimeko. No a w szczególności Horohoro...
– Dobry pomysł. Pomogę ci – oznajmił Manta, po czym razem z wysokim szamanem udał się do kuchni. Trzech Wojowników Żywiołów zostało samych.
– Przyjechaliśmy tu i w ogóle, ale... W sumie to nawet nie wiemy, co powinniśmy zrobić – zaczął powoli Lyserg. Horohoro prychnął.
– Jak to ,,co"? Oni tu wejdą, a my ich rozwalimy! Czy to nie oczywiste? – odparł, siadając. Brytyjczyk pokręcił głową, tak jakby chciał zasugerować, że nie do końca o to mu chodziło. Choco za to poparł szamana z Hokkaido.
– On ma rację. Nie ma o czym myśleć. Po prostu nastawmy się na walkę – stwierdził. Wtedy głos zabrał Pascal.
– Naprawdę myślicie, że to takie proste? Nie możemy dać się im zaskoczyć jak jacyś kretyni, bo wtedy mogą wykorzystać moment naszej nieuwagi, żeby niespodziewanie zaatakować nas i rozgromić. Faktem jest, iż uważam Wybawców za ludzi nie do końca rozgarniętych, ale jestem pewien, że nawet ich stać na jakiś plan.
– W związku z tym my też musimy się przygotować – zakończył wywód ducha Diethel, ciesząc się, że ktoś zrozumiał, co miał na myśli. Horohoro i Choco wymienili między sobą spojrzenia.
Nie spodziewali się, że Lyserg i Pascal będą chcieli coś planować czy przygotowywać. Spodziewali się, że obrona Funbari Onsen to będzie po prostu kolejna walka, którą należy wygrać. Ich przyjaciele mieli jednak na myśli coś innego. Jeśli pomyśleć nad tym głębiej, to mieli rację. Obecnie nie mieli posłużyć się defensywą, a nie ofensywą. Byli obrońcami, a nie atakującymi. Musieli wykombinować, jak zrobić z Funbari Onsen twierdzę nie do zdobycia.
– No w sumie racja – przyznał po chwili Horohoro. – Zjemy obiad, a potem będzie czas na planowanie.
– Zrobimy wielkie pranie!
Lyserg, Pascal, Kororo, Morphine i Mic patrzeli z boku na to, jak Horohoro próbuje dorwać Chocolove, biegającego z koszem na pranie. Pewne sprawy nigdy się nie zmienią...
***
Jun, Pirica i Tamao pełne wątpliwości wpatrywały się w Ludovica, próbując wyczytać z niego, czy oby na pewno nie skłamał. W końcu opowiedziana przez niego historia wydawała się zwyczajnie absurdalna i pozbawiona niemalże w całości jakiegokolwiek sensu. Hans władający niewinnym Saito? Wyłamanie go spod władzy Niemca poprzez pozbycie się Artefaktu Zniszczenia? Ochrona Yuuki? To nie mogło być prawdą, po prostu nie mogło. Już łatwiej byłoby uwierzyć w to, że to jakaś intryga Wybawców, mająca na celu zamydlenie im oczu i wykorzystanie do jakichś niecnych, bezsensownych celów.
Z kolei Ludovic był w pełni przygotowany na to, że ciężko mu będzie przekonać te trzy dziewczyny do swoich pokojowych zamiarów. W końcu jakby na to nie patrzeć byli wrogami i dotychczas działał na ich niekorzyść... Ale naprawdę nie miał do kogo się zwrócić. Jun Tao to była jedyna osoba, to jakiej był w stanie się zwrócić. Czemu akurat do niej? Albowiem sprawa przedstawiała się tak, że całkowicie przypadkowo ta dwójka znała się. Fakt ten całkowicie umknął uwadze panienki Tao i w sumie został jej przedstawiony dopiero przez Szwajcara. Najpewniej nie uwierzyłaby mu, ale informację tę potwierdzili jej rodzice. Dopiero po głębszym przemyśleniu tej kwestii zdawała sobie sprawę z tego, że faktycznie poznała go podczas jednej ze swoich europejskich podróży. Nie żeby to jakkolwiek zmieniało jej poziom zaufania względem Ludovica.
– Czemu niby mielibyśmy ci uwierzyć? Bądź co bądź jesteś Wybawcą. Przypominam ci, że to wy, Wybawcy chcieliście ofiarować Yuu. I liczysz na to, że teraz uwierzymi ci w chęć chronienia jej? – prychnęła lekceważąco Pirika, która w przeciwieństwie do Jun i Tamao nie zamierzała podjąć jakiejkolwiek próby rozmyślania nad wiarygodnością słów Ludovica.
– Nie chciałem skrzywdzić Yuu, naprawdę. To znaczy... Nie myślałem wtedy racjonalnie. Robiłem wszystko automatycznie. Tak, jak polecali mi to Wybawcy. Poza tym nawet gdybym im się sprzeciwił, niewiele by to dało. I tak mieliby przewagę liczebną. No i do końca liczyłem na to, że do ofiarowania nie dojdzie – próbował tłumaczyć się Ludovic. Mimo tego, że zdawał sobie sprawę z faktu, że jego pozycja jest opłakana a argumenty niezbyt silne, wciąż żywił nadzieję, że uda mu się przekonać niedawnych wrogów do swojej zmiany.
– To przecież absurdalne! Myślisz, że uwierzymy ci ot tak w tego typu historyjki? – zbulwersowała się Pirika, wstając gwałtownie ze swojego miejsca. To było dla niej nie do pomyślenia. Jak Wybawca w ogóle śmiał przychodzić do nich i mówić coś takiego? To nie było normalne, po prostu nie było. Ludzie nie zmieniali się ot tak. Normalnie zapewne Pirika nie miałaby absolutnie żadnych problemów z uwierzeniem w przedstawioną jej historię, ponieważ była po głębszym zastanowieniu dosyć sensowna, ale z racji na to, że przedstawił ją Ludovic, dziewczyna z Hokkaido nie zamierzała dać wiary jego słowom.
– Zgadzam się. Musisz się bardziej wysilić, żeby...
– A ja myślę, że powinniśmy spróbować.
Wszyscy spojrzeli na siedzącą dotychczas cicho Tamao, która próbowała zrobić najbardziej hardą minę, na jaką tylko było ją stać. Niezbyt często miała motywację, aby walczyć o swoje racje, ale tym razem postanowiła to zrobić. Nie umiała tego wytłumaczyć nawet sobie, ale czuła, że powinna zaufać Ludovicowi. Może był to instynkt, a może zwykła głupota. Nieważne. Liczyło się tylko to, żeby spróbować zaufać Wybawcy. Poza tym...
– Ja... Ostatnio miałam wizję. I jeśli była prawdziwa, to Yoh i reszta powinni znajdować się niedługo blisko nas. I to może być jakiś znak – tłumaczyła się Tamao, starając się utrzymać jak najbardziej zdecydowany ton głosu. Jun i Pirika wymieniły niezdecydowane spojrzenia. Ufały Tamao jak mało komu, ale kwestia jej wizji wciąż była sporna.
Po długich dyskusjach i rozmowach mimo wszystko udało się osiągnąć jakiś konsensus. Postanowiono posłuchać Tamao, zalecając jej przy tym próbowanie dowiedzenia się czegoś więcej, w celu spotkania się z Wybrańcami. Ludovic dostał za to ostrzeżenie, że jeśli tylko spróbuje wciągnąć wszystkich w jakąś pułapkę Wybawców, słono za to zapłaci.
***
Pięć osób zasiadło w pokoju dziennym posiadłości Funbari Onsen, aby obmyślić, jak by tu obronić dach nad głową swoich przyjaciół.
– Przede wszystkim – zaczął Manta – potrzebujemy dowódcy.
– A po co nam jakiś tam dowódca? – spytał zdziwiony Choco, na co Pascal przyłożył dłoń do twarzy.
– Każda porządna grupa musi mieć kogoś, kto będzie ją koordynował – oznajmił, na co jego partner wydał z siebie długie ,,aaa".
– Tak. Jak szukaliśmy wioski Patch to mistrz Yoh był naszym liderem – oznajmił dumnie Ryu. Wszyscy obecni zamyślili. Kto mógłby być ich liderem w chwili obecnej? Kto z nich był najrozważniejszy i mógłby zdobyć największy posłuch? Czyich planów raczej nie musieli by kwestionować? I – co najważniejsze – kto byłby w stanie utrzymać ich w grupie?
– Ja – odezwał się jako pierwszy Choco – proponuję Lyserga.
– M–Mnie? – zdziwił się Diethel. Pozostali jednak podzielali zdanie pseudokomika.
– Zgadzam się! Lyserg będzie najlepszy! – wrzasnął od razu Ryu, patrząc z uwielbieniem na swojego zielonowłosego protegowanego.
– To prawda. Z nas wszystkich ty będziesz w stanie zorganizować dobrą obronę – potwierdził Manta.
– No. I masz najlepszą motywację – dodał Horohoro, na co wszyscy inni łącznie z detektywem zmierzyli go zdziwionymi spojrzeniami. Jednak postanowili nie w wnikać w dziwne gadanie pana Usui, tylko przejść do priorytetów.
Tokageroh zaproponował, żeby jakoś rozdzielić zadania między członków ekipy, co oczywiście przypadło bossowi. Lyserg po chwili zastanowienia opracował w głowie wstępny plan i wydał przyjaciołom polecenia.
– Manta, czy mógłbyś załatwić dla mnie plan Funbari Onsen? Chciałbym zaznaczyć na nim miejsca, przez które Wybawcy mogliby wtargnąć niezauważeni, żeby móc je obstawić i lepiej obronić.
– W porządku – przytaknął niski blondynek, po czym opuścił zgromadzenie
– Dalej Chocolove. Chciałbym, żebyś sprawdził, czy w okolicy nie szwendają się jacyś podejrzani ludzie.
– Okej – kiwnął głową Choco, razem z Micem i Pascalem wybiegając z posiadłości.
– Ryu, od ciebie chciałbym, żebyś przeszedł się i popytał ludzi i duchy, czy widzieli kogoś z Wybawców już wcześniej w tej okolicy.
– Oczywiście – oznajmił brunet, po czym podobnie jak jego poprzednicy opuścił gospodę.
– A ty, Horohoro, mógłbyś zebrać tutaj wszystkie duchy z Funbari Onsen? Gdy Manta przyniesie plan, chciałbym stworzyć swojego rodzaju posterunki, na których będą one stacjonować.
– Jasne, ale co z tobą? – spytał zdziwiony Usui.
– Ja wykonam pewien telefon. Myślę, że są pewne dwie osoby, które mogłyby nam pomóc...