Witam wszystkich cieplutko!
Oto właśnie zapowiadany od dawna pierwszy z serii sześciu oneshotów pod tytułem ,,Zakazane braterstwo". Skupiają na anime, a ich fabuła nie jest w żaden sposób powiązana z głównym opowiadaniem. Od teraz będą się pojawiać dwunastego dnia każdego miesiąca. Ostatnia, szósta część, zakańczająca serię ukarze się zaszczytnego dnia dwunastego maja. Główni bohaterowi to bracia Asakura, więc proszę nie liczyć na wątki romantyczne czy przenoszenie się do innych postaci.
Ren: Nie przeciągaj, tylko przejdź do sedna...
W porządku, w porządku... Tym razem bez dedykacji, bo w ,,Zakazanym braterstwie" w ogóle nie będą się one pojawiać.
~*~
-Mis-
Tylko tyle zdążyła wypowiedzieć malutka
murzynka, zanim straciła przytomność, upadając na ziemię. Wszyscy patrzyli na
to w osłupieniu. Po chwili do dziewczynki podbiegły dwie osoby. Nastolatek o
długich włosach w pelerynie koloru kości słoniowej wziął ją na ręce, a dorosły
mężczyzna w dużym kapeluszu po prostu stanął obok. Dwa metry dalej stał
jasnowłosy facet z szaleńczym wyrazem twarzy, przebijający swój brzuch sztyletem.
Zadowolony spojrzał ostatni na swe dzieło, po czym upadł twarzą na ziemię,
kończąc swe życie.
Jeszcze chwilę na arenie Hoshi-gumi
mieli toczyć walkę z Poison Leaf. Jednakże wstawił się na nią tylko przywódca
owej drużyny. Szał, w jaki wpadł wiedząc, że został sam w walce z najsilniejszą
grupą w turnieju był niewyobrażalny. Wpadł w taką furię, że rzucił się wprost
na Hao. Oczywiście ognisty szaman nic sobie z tego nie robił. Zamierzał po
prostu zwęglić go jak każdego. Jednak niespodziewanie lider zmienił swoje
zamiary. Następne wydarzenia rozgrywały się w ułamku sekundy tak, że długowłosy
szaman nie zdążył nawet zareagować. Mężczyzna jedną ręką rzucił czymś w małą,
bezbronną Opacho, a drugą wbił sobie w brzuch skrywany za pasem sztylet.
Zaśmiał się niczym szaleniec, widząc murzynkę trafioną zatrutym liściem. Teraz
mógł sobie umrzeć. Ostatnie, co zobaczył przed śmiercią to ogarnięta rozpaczą
twarz swojego odwiecznego wroga, Hao Asakury...
Długowłosy szaman patrzył w osłupieniu
na małą dziewczynkę, którą trzymał w swoich ramionach. W jej brzuchu tkwił
mały, nasączony trucizną ostry liść, w którym tliły się resztki furyoku.
Widzowie szeptem komentowali to, co właśnie zobaczyli. Chwilę potem areną
zawładnęły płomienie, a następnie drużyna Hoshi-gumi odleciała na Duchu Ognia.
Horohoro patrzył ze zmarszczonymi
brwiami na przyjaciela w słuchawkach. Stał, podpierając się dłońmi o barierkę,
ze wzrokiem utkwionym wciąż w arenie. Był jedynym, który zobaczył grę emocji na
twarzy Hao. Kiedy po ataku wszyscy wpatrzeni byli w Opacho i szalonego szamana,
on jako jedyny przeniósł wzrok na swojego brata. Widział wyraźnie, jak na
ułamek chwili twarz bliźniaka wykrzywia niesamowity ból. Mógłby przysiąc, że
przez tą dziesiętną część sekundy, która dla niego była wiecznością, widział
łzy w jego oczach.
-Yoh?
Ale czy to możliwe, żeby Hao Asakura był
aż tak dotknięty zranieniem Opacho? W końcu to tylko jego podwładna. Bez
mrugnięcia okiem poświęcał ludzi, a teraz rozpaczał po stracie najsłabszego
członka drużyny? Wewnątrz siebie, gdzieś głęboko w swoim sercu Yoh czuł jego
smutek i niesamowity ból. Może to prawda, że bliźniacy są połączeni duchowo?
-Yoh!
Jemu też w pewien sposób zależało na
Opacho. Była taką małą, niewinną istotką o nieskazitelnie czystym sercem,
którego nigdy nie dotknęła żadna zła myśl... Widać było, że jest dobrą osobą.
Dlatego też wielu ludzi nie rozumiało, co robi w takie drużynie jak zwolennicy
Hao. Nie rozumieli też widocznego z daleka przywiązania i troski, jaką ognisty
szaman obdarzał tylko ją. W takich momentach Yoh żałował, że on i Hao nie są
jak normalni bracia. Chciał usiąść obok niego, pocieszyć go, zapewnić, że jego
popleczniczka wyliże się z tego, poznać historię ich znajomości...
-YOH!
Młody Asakura drgnął i obrócił się, aby
stanąć oko w oczy z wściekłymi Horohoro i Renem. Nic sobie nie robiąc z ich
oczywistej wściekłości, uśmiechnął się szeroko w sposób, który był dla niego
charakterystyczny i stanowił pewnego rodzaju znak rozpoznawczy.
-Co jest, chłopaki?- spytał niewinnie.
Renowi aż się czubek na głowie powiększył.
-Tylko tyle masz do powiedzenia?! Wołamy
cię od kilkunastu minut! Wszyscy sobie poszli i zostaliśmy tylko my, bo ty się
gapiłeś w arenę!- Ren dosłownie wychodził z siebie. Yoh rozejrzał się dookoła.
Faktycznie. Na widowni został tylko on i dwójka jego przyjaciół. Widocznie za
bardzo zamyślił się o Hao i nie zauważył nawet, kiedy wszyscy się rozeszli.
-Lepiej chodźmy, zanim Anna da nam w
kość za obijanie się- westchnął niebieskowłosy.
***
-Jak to jest, że zawsze kiedy jesteś potrzebny
istnieje aż osiemdziesięcio procentowa prawdopodobność, że akurat jesteś tu i
coś jesz?
Następnego dnia Yoh i spółka byli w
utworzonej jakiś czas temu restauracji Kalim&Silva. Jak zwykle oprócz nich
było tam jeszcze kilkoro gości. Właśnie kończyli obiad, kiedy ktoś odezwał się
powyższymi słowami. Grupa przeniosła wzrok w stronę drzwi. Stał w nich wielki
Hao Asakura we własnej osobie. Yoh od razu zorientował się, że długowłosemu
szamanowi chodzi właśnie o niego.
-Osiemdziesiąt procent to jednak przesada-
zaśmiał się tak, jakby rozmawiał sobie teraz z Mantą czy Ryu. Jego przyjaciele
wlepili w niego gały. Od kiedy to on rozmawiał sobie tak spokojnie ze swoim
największym wrogiem?!
-Doprawdy?- spytał ognisty szaman z
kpiącym uśmiechem.
-Cóż...- Yoh z zażenowaniem podrapał się
w tył głowy. A może jednak to nie była przesada? W sumie nadzwyczaj często
spędzał czas w tym miejscu.
-Chicchee na...- westchnął Hao.
-Może się przysiądziesz?- zaproponował
Yoh, całkowicie ignorując ostatnią kwestię. Ren zatrzymał szklankę z mlekiem w
połowie drogi do ust, Horohoro upuścił łyżkę, Faust oderwał wzrok od Elizy,
fryzura Ryu zrobiła kaput, szczęka Choco z głośnym gruchotem uderzyła w stół,
Anna upuściła czytaną książkę, Manta spadł z encyklopedii, na której siedział,
ręka Jun zawisła w drodze do szklanki z piciem, tablica Tamao upadła na ziemię
a Pirika otworzyła oczy tak szeroko, że jej brwi prawie zniknęły wśród włosów.
Tymczasem Yoh uśmiechał się promiennie do lekko zbitego z tropu Hao. Liczył, że
może tym skromnym zaproszeniem uda mu się zbliżyć do brata. Jednak starszy
Asakura widząc zachowanie jego towarzyszy i słysząc ich niezbyt przychylne
myśli tylko uśmiechnął się z pobłażaniem. Biedny, naiwny Yoh...
-Nie chcę przyprawić twoich przyjaciół o
zawał serca- powiedział z przekąsem, po czym dodał trochę uprzejmiej.- Ale
jeśli chcesz możemy usiąść trochę dalej i postawię ci coś słodkiego.
-Fajnie- na twarz Yoh wkradł się szeroki
uśmiech. Zostawił wciąż zbyt zszokowanych, żeby się poruszyć przyjaciół,
zapewniając, że niedługo wróci, po czym podreptał za braciszkiem do maksymalnie
oddalonego i odosobnionego stolika. Usiedli i Hao złożył zamówienie totalnie
zszokowanemu Kalimowi, a po chwili wciąż niedowierzający w to wszystko Silva
serwował im ciasto czekoladowe i espresso. Wszyscy szamani w restauracji byli
wciąż zbyt zdziwieni, żeby wydobyć z siebie chociażby słowo. Bracia Asakura w
jednym miejscu, przy jednym stoliku, pijący kawkę i jedzący ciasto? To nie
mogło skończyć się dobrze...
Tymczasem Yoh czuł się w pewien sposób
szczęśliwy, że może spędzić trochę czasu z Hao tak, jakby byli prawdziwymi
braćmi. Wciąż nie wiedział czemu, ale przez ten ułamek sekundy kiedy widział
smutek bliźniaka czuł się tak, jakby na nim też ciążyło to uczucie. Dlatego też
nagle, samemu nie wiedząc czemu, chciał się jakoś zbliżyć do Hao. Porozmawiać z
nim, być obok niego.
-Urocze.
Yoh przeniósł wzrok z talerza z ciastem
na brata. Ten patrzył na niego uważnie, jedną ręką podpierając głowę, a drugą
trzymając filiżankę z kawą.
-Co jest urocze?
-Twoje myśli. Myślisz tak głośno, że aż
trudno to przeoczyć.
-Serio? Przepraszam...
-Ależ nic się nie stało.
-Czy to... bardzo męczące? To całe
reishi?- spytał nieśmiało Yoh.
-Powinieneś wiedzieć dobrze. W końcu
byłeś świadkiem tego, co może zrobić z człowiekiem, kiedy poznałeś Annę- Hao
nawet nie krył, że wyczytał zawarte w myślach brata wspomnienie.
-Czy to właśnie przez to tak bardzo
nienawidzisz ludzi i chcesz stworzyć królestwo szamanów?
Hao zacisnął mocno dłonie, po czym
westchnął.
-Nie przyszedłem tu o tym rozmawiać.
Chociaż to upokarzające, to muszę prosić cię o pomoc.
-Zakładam, że chodzi o Opacho.
Wyrazy twarzy obydwu bliźniaków wyrażały
całkowitą powagę. Mimo iż Yoh był zdziwiony faktem, że jego brat może
potrzebować od niego pomocy, chciał mu jej udzielić. Wiedział, że w grę wchodzi
zdrowie i życie Opacho. Poza tym... Może to była ta tak długo wyczekiwana
szansa na pojednanie?
-Zapewne wiesz, co się stało podczas
mojej ostatniej walki. Nie przespałem ani chwili z nocy, ale dowiedziałem się,
jaka to trucizna i gdzie znajdę na nią antidotum. Od razu też udałem się, aby
pozyskać jedyny jego składnik. Jest to roślina rosnąca w pewnej części Patch.
Chciałem ją dostać, ale niestety jest to niemożliwe.
-Czemu?
-Dlatego, że tej rośliny strzegą
specjalne duchy, które nie pozwolą się do niej dostać byle komu. Nie mogę się
ich w żaden sposób pozbyć. Żeby pozwoliły zerwać cokolwiek, trzeba mieć czyste
ręce, duszę i serce. To znaczy nie mieć na sumieniu czyjegoś życia. Z racji, że
ja już wielu zabiłem, nie pozwolą mi się zbliżyć do rośliny. Podobnie jest z
moimi poplecznikami. I ty... Ech... Żal się przyznać, ale jesteś jedyną osobą,
która może to dla mnie zrobić. Inni za bardzo się boją- tu jednoznacznie
machnął w stronę tłumu zbierającego się pod restauracją, aby popatrzyć
historyczny moment spotkania braci Asakura.
-Rozumiem... W takim razie zrobię to.
Proponuję iść natychmiast. Nie warto tracić czasu. Dla Opacho liczy się każda
chwila.
-Mamy czas do północy. Po tym czasie
trucizna ją zabije.
Yoh kiwnął głową. Umówił się z bratem,
że na wszelki wypadek weźmie swoją katanę i razem pójdą na miejsce. Hao zgodził
się i wyszedł z restauracji, czekając tam na towarzysza. Ten wrócił do
przyjaciół i wziął Harusame, leżące na jego miejscu.
-Nie musisz iść ze mną, Amidamaru. Chcę
uniknąć spięć między tobą a Hao.
-Ale-
-Spokojnie. Wszystko będzie okej.
Opowiem wam wszystko jak wrócę. Po prostu mi zaufajcie- uśmiechnął się do
przyjaciół. Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, Yoh był poza
restauracją Kalim&Silva.
***
Droga do miejsca wyznaczonego przez Hao
była dość krótka. W mgnieniu oka dotarli do miejsca, wyglądającego na odcięte
od rzeczywistości. Znajdował się przed nimi bajkowy wręcz, zamknięty ogród. Z
daleka widać było w nim różnorodność wszelakich roślin, których Yoh nigdy nie
widział na oczy. Przed furtką rosło okazałe drzewa, przy którym stała
dziewczyna z miotłą z dwoma, sterczącymi, rudymi kucykami ubrana w koszulkę i
ogrodniczki. Na dźwięk kroków odwróciła się w ich stronę.
-Możesz już iść, Matilda- powiedział
Hao.
-Tak jest, mistrzu- odpowiedziała cicho
dziewczyna, po czym spełniła rozkaz. Przechodząc obok Yoh rzuciła mu spojrzenie
w stylu ,,Jeśli tylko zawiedziesz mistrza Hao, własnoręcznie cię zabiję".
Chłopak poczuł się trochę nieswojo, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
Zobaczył leżącą pod drzewem, malutką dziewczynkę.
-Co tu robi Opacho?- spytał, gdy razem z
bratem podszedł do dziewczynki. Hao delikatnie położył dłoń na jej główce.
-Chcę jej podać to antidotum od razu
kiedy je zdobędziesz- wyjaśnił.- Ten ogród ożywa dopiero w nocy. Musimy trochę
poczekać.
Yoh kiwnął głową i położył się na trawie
patrząc w bezchmurne niebo. Po chwili poczuł, że Hao kładzie się obok niego w
pewnym odstępie. Przez dłuższy czas żaden nie odzywał się, chłonąc całym ciałem
uspakajającą moc otaczającej ich. Jednak po pewnym czasie Yoh przełamał ciszę.
-Jak poznałeś Opacho?
Hao zamyślił się. Z jednej strony nie
czuł potrzeby zwierzania się bratu ze swojej przeszłości. Jednakże z drugiej
był mu coś winien za pomoc w uratowaniu dziewczynki. Westchnął więc i zaczął
opowieść.
-To było kiedy kompletowałem grupę
swoich ludzi. Miałem już wszystkich, których potrzebowałem, kiedy
podróżowaliśmy przez Afrykę. W sumie to byliśmy tam przypadkowo. Nie
planowaliśmy spędzić tam dużo czasu. Kiedy szliśmy przez jedną ze wsi
zobaczyłem coś małego, leżącego wśród śmieci. Po chwili rozpoznałem w tym czymś
dziecko. Małe, bezbronne, pozostawione na pastwę bezlitosnej śmierci. Żałosne.
Ale wtedy... Nagle przypomniałem sobie słowa mojego pierwszego ducha stróża,
Ohachiyo. On też... Przyjął mnie, kiedy byłem samotny. Zajął się mną i był moim
jedynym przyjacielem. Patrząc na to małe, bliskie śmierci dziecko przypomniałem
sobie właśnie jego. Doszedłem do wniosku, że ja bardzo je przypominałem to
dziecko, gdy poznałem Ohachiyo. Wtedy coś we mnie pękło. Chciałem udowodnić sam
sobie, że słaba istota nie zawsze jest skazana na śmierć. Chciałem postąpić
tak, jak Ohachiyo. Nie przejmowałem się wtedy zdziwieniem i niechęcią ze strony
moich towarzyszy. Wziąłem to dziecko pod swoje skrzydła. Z początku była
nieufna i ciężko było się do niej zbliżyć, ale stopniowo udawało mi się to
robić. Chciałem ją nazwać ,,Ohachiyo", ale nie umiała tego poprawnie
wymówić. Cały czas je przekręcała na ,,Opacho". W końcu się poddałem i
zaakceptowałem to imię. Byłem z Opacho cały czas, opiekując się nią i
wychowując, a także ucząc szamaństwa. Z początku reszta było do tego niezbyt
przychylnie nastawiona, ale z czasem wszyscy bardzo się do niej przywiązali.
Łącznie ze mną...
Yoh uważnie wsłuchiwał się w każde słowo
brata. Na jego twarzy malowało się skupienie i powaga. Pierwszy raz Hao mu się
z czegoś zwierzał i opowiadał jakąś historię. W ogóle pierwszy raz byli ze sobą
tak blisko. Niewiarygodne, że zranienie Opacho pomogło im zbliżyć się do
siebie. Oczywiście obydwaj wiedzieli, że po uleczeniu murzynki wszystko wróci
do normy. Niemniej jednak ten jeden dzień chcieli spędzić inaczej, toteż
rozmawiali aż do zachodu słońca. O wszystkim. Przeważnie były to lekkie,
niewiele znaczące tematy. Byleby tylko rozmawiać. Wykorzystać każdą chwilę na
wymianę słów.
-Pamiętasz, jak pytałeś mnie w restauracji
o reishi?
Yoh spojrzał zdziwiony na brata. Słońce
już praktycznie zaszło, kiedy zaczął ten temat. Jego głos był wyjątkowo
poważny.
-Tak, pamiętam. Czemu pytasz?
-Bo miałeś wtedy rację. Posiadając
reishi jestem zmuszony do słuchania ludzkich myśli i uczuć niezależnie od tego
czy tego chcę, czy nie chcę. Dla innych może to się wydawać darem, ale jest
przekleństwem. Fałszywe myśli, zło, brak szacunku dla natury... To wszystko to
cechy ludzi. Są niewdzięcznymi robakami, a uważają siebie samych za Bogów.
Gdyby udało mi się wyeliminować ich i wszystkich słabych szamanów, na świecie
byłoby o wiele lepiej.
-Nie wliczyłeś jednego- odezwał się
nagle Yoh, podpierając się na łokciach i patrząc na brata.- Nie jest zbyt wiele
naprawdę bardzo silnych szamanów, to zostawisz też X-Laws. Jeśli zechcesz ich
wyeliminować, to będziesz musiał wyeliminować też innych swoich wrogów, bo
każdemu wiecznie będzie się coś nie podobać. Koniec końców zostaniesz sam ze
swoimi poplecznikami. A kiedy i wy zginiecie, to będzie koniec i ludzi, i
szamanów na świecie. Bo pamiętaj, że nie ważne co my szamani też jesteśmy
ludźmi. I jeśli nienawidzisz człowieczeństwa, to tak, jakbyś nienawidził też
siebie samego.
W końcu to się stało. Gdy tylko słońce
zaszło i nastała ciemność, w ogrodzie zaczęły pojawiać się małe, świetliste
punkciki, które po chwili zmieniły się w duchy. Wydawały się nie mieć
konkretnego kształtu. Były bardziej jak plamy rozlane w powietrzu, wolno
przemieszczające się po ogrodzie. Yoh wstał, zostawiając Hao samego z myślami i
podszedł do wciąż zamkniętej furtki.
-Przepraszam!- Krzyknął. Wtem jeden z
duchów ożywił się i podleciał do niego. Dopiero z bardzo bliska zobaczył, że
duch nie jest jakąś tam plamą, tylko kobietą o pięknych, długich włosach ubraną
w długie kimono. Cała jej postać była srebrzysta i tajemnicza, niczym
personifikacja księżyca.
-Kim jesteś i co cię tu sprowadza?-
spytała, a jej głos był głęboki i przyjemny, niczym miód lany na serce.
-Nazywam się Asakura Yoh i potrzebuję
Osculum Phoenix- wyrecytował Yoh, przypominając sobie nazwę rośliny, o której
napomniał Hao podczas rozmowy.
-Aby uzyskać jakąkolwiek roślinę z tego
miejsca, musisz mieć ręce czyste, nieskalane krwią ludzką.
Yoh po chwili wahania wyciągnął przed
siebie obie dłonie. Duch kobiety ujął je w swoje. Powoli całe jego ciało
ogarnęło uczucie, przypominające powolne zanurzanie się w letniej, przyjemnej
wodzie. Po chwili jakby nie panując nad swoim ciałem zrobił kilka kroków w
przód i znalazł się w ogrodzie. Po prostu przeszedł przez furtkę tak, jakby
była zrobiona z powietrza. Obejrzał się za siebie. Na twarzy Hao malowało się
zadowolenie, ale też strach, że Yoh nie zdąży. Słuchawkowy szaman uśmiechnął
się pokrzepiająco do brata. Musiał przyznać, że spędził z nim raptem pół dnia,
a już go polubił. W godzinach, które spędzili razem nie był Wielkim Hao,
siejącym postrach władcą ognia. Był zwykłym Hao, jego uśmiechniętym starszym
bratem.
Duch kobiety puścił jego dłonie, a wtedy
Yoh ocknął się z zamyślenia. Rozejrzał się. Rośliny otaczające go były
różnorakie i tworzyły przepiękny dywan, co jakiś czas przecięty wąskimi paskami
zwykłej trawy, aby ułatwić poruszanie się bez deptania drogocennych kwiatów.
Ogród był całkiem spory, większy, niż wydawał się z zewnątrz. młodszy Asakura
poszukał wzrokiem swojej przewodniczki. Duch kobiety unosił się nad kwiatem o
długiej, wąskiej łodydze i dużych, czerwonych, spiczastych płatkach, złączonych
ze sobą przypominającym duży koralik środkiem. Osculum Phoenix.
Yoh kilkoma susami zbliżył się do kwiatu
i już wyciągnął rękę, aby go zerwać, kiedy odezwał się duch kobiety.
-Nie możesz zabrać stąd Osculum Phoenix,
jeśli nie pozostawisz w zamian cząstki siebie.
-Cząstki siebie?- zmarszczył brwi Yoh.
-Tak. Znak uczyniony z własnej krwi.
-Ach... O to chodzi.
Yoh uśmiechnął się i wyjął z pochwy
Harusame. Przyłożył ostrze do lewego przedramienia i naciął skórę. Po ręce
natychmiast poleciała krew, która skapnęła na ziemię, niesamowicie szybko w nią
wsiąkając. Yoh próbował ukryć grymas bólu, jednak kiepsko mu to wychodziło.
Schował miecz i spojrzał na ducha-przewodnika.
-Teraz możesz wziąć to, czego
potrzebujesz.
Szatyn uśmiechnął się i schylił. Po
chwili dzierżył w ręku Osculum Phoenix. Ten sam duch, który cały czas pomagał
mu w ogrodzie wyprowadził go z niego. Polegało to na tym, że duch po prostu
położył dłonie na jego plecach i popchnął go. Yoh poczuł to samo uczucie,
którego doznawał przy wchodzeniu do ogrodu. Ponownie nogi same z siebie
wyprowadziły go przez furtkę która była, ale też jej nie było. Znalazł się
przed bratem, mocno ściskając w dłoni kwiat o ogniście szkarłatnych płatkach.
-Krwawisz- powiedział cicho Hao, patrząc
na jego lewe przedramię. Yoh tylko zbył go wesołym uśmiechem.
-To teraz nieważne. Mamy tą roślinę,
więc uratujmy Opacho.
Starszy Asakura westchnął, kwitując tym
nieodpowiedzialność bliźniaka, po czym wziął od niego kwiat i klęknął przy małej
murzynce. Nie musiał nawet zdejmować pelerynki, bo była rozcięta przez ranę.
Przed rozpoczęciem czynności leczniczych wyjął z kieszeni (nie jestem pewna,
czy Hao ma kieszenie, ale uznajmy, że je ma) kawałek białego materiału, który
położył obok rany. Następnie delikatnie chwycił za końcówki płatków kwiatu, po
czym zdecydowanym ruchem pociągnął je do góry, odrywając od łodygi wraz ze
środkiem, z którego natychmiast zaczęły się sączyć się duże krople złocistej
cieczy. Siedem z nich spadło na biały materiał. Hao szybko położył kwiat na
ranie Opacho. Złoty, leczniczy płyn zaczął wnikać w ciało dziewczynki,
zwalczając truciznę. Gdy roślina spełniła swoją rolę zaczęła kruszyć się tak,
że pozostał po niej jedynie szkarłatny pył. Długowłosy wziął do ręki białą szmatkę
i podszedł do Yoh. Zawiązał materiał na jego nacięciu.
-Osculum Phoenix pomaga też na szybkie
gojenie się ran, bez pozostawiania blizn- wytłumaczył zdziwionemu bliźniakowi.
-Nie musiałeś- bąknął zawstydzony i
zszokowany opiekuńczością brata Yoh.
-Musiałem. To przeze mnie to zrobiłeś i
ja powinienem ci pomóc.
Bracia stali chwilę w ciszy. Wtem
rozległ się cichy jęk. Obaj natychmiast podbiegli do drzewa, gdzie zastali
siedzącą Opacho, badającą z zaciekawieniem miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą
była rana. Podniosła głowę.
-Mistrzu Hao!- Pisnęła, rzucając się na
szyję swojemu opiekunowi. Ten z uśmiechem odwzajemnił uścisk.- Opacho
wiedziała, że mistrz ją uratuje!
-To nie tylko ja. Ktoś mi bardzo, bardzo
pomógł.
Dziewczynka oderwała się od mistrza i
spojrzała na kucającego obok niego Yoh. Ten uśmiechnął się niepewnie.
-Cześć, Opacho.
-Yoh zdobył roślinę, która pomogła cię
uleczyć. W zamian musiał ponieść rany.
-Yoh pomógł Opacho?- mruknęła zdziwiona
dziewczyna, po czym jej twarzyczkę rozjaśnił uśmiech i przytuliła się też do
niego.- W takim razie Opacho dziękuje też mistrzowi Yoh!
-Nie ma za co- zaśmiał się chłopak.
Szczęście nie trwało długo. Przyszedł
czas, że trzeba było się zbierać. I pożegnać.
Yoh i Hao wiedzieli, że nie mogą być
normalnymi, szczęśliwymi braćmi. Z pewnością spotkaliby się z niezrozumieniem i
niechęcią ze strony wszystkich szamanów. Dodatkowo na każdym kroku męczyliby
się z wytykaniem palcami i odrzuceniem. Nie mówiąc już o reakcji
przyjaciół/popleczników i rodziny Asakura... Żyli w dwóch różnych światach,
których nie powinni łączyć.
-Po prosu uznajmy, że to wszystko było
snem- zaproponował Hao, unikając wzroku brata. Ten uśmiechnął się ciepło.
-W takim razie to był mój
najprzyjemniejszy sen- wyszczerzył się młodszy bliźniak i odwrócił się, idąc w
swoją stronę. Starszy Asakura uśmiechnął się patrząc na jego oddalającą się
sylwetkę.
-Mój też, Yoh, mój też...
***
Była późna noc, kiedy drzwi od małego
domku w Patch uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Wszyscy siedzący w salonie
szamani wzdrygnęli się i patrzyli w wejście do pomieszczenia. Stanął tam Yoh,
uśmiechając się do nich przepraszająco. Odetchnęli z ulgą, widząc go całego i
zdrowego.
-Przepraszam, że tak późno- zaśmiał się
słabo.
-Musisz nam wiele opowiedzieć- powiedział
twardo Ren, a wszyscy pokiwali głowami.
Yoh schylił głowę, żeby utrudnić
przyjaciołom zobaczenie spływających po twarzy łez. Dopiero teraz coś sobie
uświadomił. Tego samego dnia zyskał brata i stracił brata. To było bolesne.
Wiedział, że tego nie zrozumieją, ale i tak zamierzał im opowiedzieć. Lecz nie
dziś. Nie teraz. Musiał przespać się z tymi wszystkimi myślami, stawić im
czoła, zrozumieć je. Podniósł głowę i uśmiechnął się promiennie do przyjaciół
mimo wciąż płynących łez.
-Jutro. Dzisiaj jestem bardzo zmęczony,
ale jutro porozmawiamy.
Wszyscy milczeli, więc Yoh wyszedł. Po
chwili usłyszeli jego kroki na schodach, a następnie odgłos otwieranych i
zamykanych drzwi. Martwili się, ale chcieli mu dać czas, którego teraz
potrzebował. Wiedzieli, że stało się coś ważnego, co ma związek z Hao. Nie
chcieli teraz naciskać. Woleli poczekać, aż będzie gotowy do tego, aby się
przed nimi otworzyć. Byli przyjaciółmi i wiedzieli, że mogą mu ufać.
Tymczasem Yoh był w swoim pokoju i
patrzył przez okno na migające na niebie gwiazdy. Uśmiechnął się do nich.
-Hao, bracie, wiem, że teraz wciąż
jesteś ze mną.
***
Hao i Opacho wrócili do obozu późno w
nocy. Wszyscy cieszyli się, widząc swoją ulubienicę całą i zdrową, ale też
martwi, bo ich mistrza wyraźnie coś trapiło. Asakura ucinając wszelkie próby
rozmowy polecił im iść spać. Poprosił też Kannę o to, żeby zajęła się jego małą
wychowanicą. Oczywiście z chęcią wykonała polecenie. Wszyscy życzyli sobie
dobrej nocy i udali się w objęcia Morfeusza. Oprócz jednej osoby.
Posiadacz Ducha Ognia leżał na małej
polance niedaleko obozu, patrząc w nocne niebo. Jego myśli krążyły wokół brata.
W sumie w ciągu tego dnia zdążył go nawet odrobinkę polubić. Był dość ciekawym
osobnikiem. Uśmiechniętym i wyluzowanym, trochę jak on sam. Był też dobrym
słuchaczem i potrafił dostosować się do sytuacji. Byli tak różni, ale też tak
podobni. Tak. Hao żałował, że nie poznał go tak dobrze wcześniej. Ale teraz to
się nie liczyło. Nie miał go. Stracił go tak samo szybko, jak go uzyskał.
-Nie powinieneś spać, mistrzu?
Hao podniósł się do pozycji siedzącej i
spojrzał na osobę, do której należał głos. Jedna z członkiń Hana-gumi. W sumie
to lubił bardzo te dziewczyny. Były na prawdę urocze, lojalne i silne. Mógł na
nich polegać.
-Już idę, Marion. Swoją drogą ty też
powinnaś już spać.
-Oczywiście, mistrzu.
Blondynka pokiwała głową i zniknęła. Hao
wstał, otrzepał pelerynkę i spojrzał ostatni raz na usiane gwiazdami niebo.
Uśmiechnął się ciepło.
-Yoh, bracie, wiem, że teraz wciąż
jesteś ze mną.
To takie Kawaii !!!!! <3
OdpowiedzUsuńHao: Odwala Ci coś dzisiaj ?! Najpierw w szkole, a teraz tu !!!!
Baka ! Nasza Hoshi dodała tak cudny rozdział i taki sweetaśny, że się
ucieszyłam, a ty mi jak zwykle humor psujesz
Hao : Za dużo ziółek, za dużo...
Pogadaj o tym z Yoh, to ona słucha Reggae *szczerzy się miło*
Yoh: Czy to nie jest podejrzane, że ona ma dobry humor i nikomu krzywdy nie zrobiła?
Hao: Jakby się tak nad tym zastanowić to tak...
Nikomu krzywdy nie zrobiłam, ale jeszcze słowo, a Yoh będzie z moją młodszą siostrą się bawił, a ja będę plotła Hao warkoczyki z włosków !!!!
Bliźniacy: Gomen Mariś
Mariś ?! Od kiedy wy macie prawo tak się do mnie zwracać ?!
Yoh and Hao: *uciekają ze śmiechem*
Dobra złapię ich później, a teraz ten cudowny rozdział ...
Troszkę błędów, ale znaczenie, ale to znacznie lepiej niż u mnie, więc się nie przejmuj.
Wiesz, że ta fabuła jest cudna, ale to cudna !!! Kocham Cię za to ^^
Ren : Ja Ciebie nie potrafię zrozumieć
Ja siebie też nie xD
Ren: Nie ma co się przyznawać.... -,-"
Weź go ode mnie, dzisiaj wszyscy mnie prześladują no T.T
Ja chcem kolejnego one-shota ...
Przyjmujesz na nie zamówienia ?
Dziękuję za miłe słowa. ^ ^
UsuńAch, ci Asakurowie... Jak śmią dokuczać komukolwiek pod rozdziałem im poświęconym? Chamstwo się szerzy. >.<
Błędy? Cóż... Rozdziały sprawdzam w Microsofcie, a tam podkreśla mi mnóstwo imion, nazwisk i nazw własnych. Przez to mogłam nie każdy błąd wychwycić. Trzeba było mi je wskazać. Poprawiłabym. :)
Btw... Ren, co ty robisz u Mari?!
Ren: Focham się na ciebie.
Za co?
Ren: Za to, że mi wiecznie dokuczasz.
Ty mi też!
Ren: Bo ja mogę!
Dokończymy tą rozmowę później. Jeśli chodzi o oneshoty, to zależy. Ja nie mam aktualnie żadnych pomysłów, ale jakbyś miała zarys fabuły, to chętnie wprowadzę go w życie. ^ ^
Pozdrawiamy,
Shaman Hoshi i Ren Tao
Cześć Hoshi...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam one-shot'a i powiem ci, że podobał mi się. Dosłownie czułam to braterstwo, kiedy czytałam każde słowo. Bardzo współczułam Opacho kiedy przeczytałam początek one-shot'a i myślałam, że naprawdę zginie, a tu proszę. Zdumiona byłam kiedy przedstawiłaś Hao jako bardziej wrażliwego niż zwykle, ale to szczegół. Opowiadanie było pełne ciepła i miłości.
Anna: Ja sądzę, że mogło być lepsze
Ty się zamknij i wracaj do znęcania się nad Yoh i resztą.
Yoh: Błagam... tylko nie do mnie. popada w histerię*
Anna: Masz rację Aya. ciągnie narzeczonego za prawe ucho i wychodzi z pokoju*
Dziękuje... Przepraszam za nich. A powiedz mi kiedy kolejny rozdział się pojawi. Jestem ciekawa kolejny przygód naszej wesołej, szamańskiej gromadki.
P.S.: Dziękuje za rady. Na pewno się przydadzą.
UsuńDziękuję za opinię. ^ ^
UsuńJa tam wierzę, że Hao w głębi serca jest bardzo wrażliwym gościem, ale skurczybyk to ukrywa. :)
Ren: *stawia obok niej tabliczkę z napisem NAIWNA*
A następny rozdział pojawi się za kolejne pięć dni, czyli dwudziestego drugiego. ^ ^
Pozdrawiamy,
Shaman Hoshi i Ren Tao
Postepujesz zgodnie z filozofią naszego ukochanego Asakury który twierdzi:
Usuń"W każdym człowieku drzemie dobro" i tak jak ty twierdzi że wszyscy mogą otrzymać szanse. To też cię popieram mimo iż w moim opowiadaniu Hao to zwyczajny drań. Ale mam nadzieję że wpadne na pomysł żeby to zmienić.
Wiesz... myślę że Hao specjalnie zaproponował Yoh coś słodkiego bo wiedział, że tym go przekupi ;P W końcu biedaczek ma dietę ryżową, zrobi wszystko za coś co jest trochę kaloryczne :D Nie żeby Yoh był dobrą osobą i spieszył każdemu na ratunek... to zupełnie nie w jego stylu ;P
OdpowiedzUsuńŁadny ten ogródek :) Chciałabym się tam znaleźć i widzę że jakieś nimfy-duchy sobie tam pląsają wśród roślinek :D Magicznie...
Ciekawe jak się rozwinie to ich braterstwo no i czy dojdzie do tej najgorszej w ich życiu walki... więc miesiąc czekam
Ren, a mleczko jakie ma być?
Ale na walentynki ma być romantycznie, a nie bratersko ok?
Pozdrawiam, paaa ;*
Dziękuję za opinię. ^ ^
UsuńKocham Twoje domysły. Zawsze się przy nich śmieję jak głupia. xD
A z tym braterstwem to oczywiście będą jazdy, bo jakem Shaman Hoshi spokoju im nie dam w żadnej z sześciu częśći. No a przynajmniej nie całkowitego...
Ren: Niby ich kochasz, a się na nich wyżywasz...
Dla ich dobra!
Ren: A mleko zwykłe, najlepiej prosto od krowy. Takie najlepsze.
Mi też możesz dać. Też lubię. ^ ^
Ren: NIE! To moje i tylko moje mleko!
Oj tam, podzielisz się. ^ ^
A na walentynki jeszcze konkretnego pomysłu nie mam, ale romantycznie będzie na pewno.
Pozdrawiamy,
Shaman Hoshi i Ren Tao
Aaaaaaa!
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza reakcja na sam koniec :)) Już mi się podoba. Wierzę, że znajdą sposób, żeby być razem i móc spędzać ze sobą czas. Cieszę się, że Opacho wyszła z tego cało. Przede wszystkim cieszę się, że to będzie prawdziwa braterska historia bez jakiś zbędnych wątków. A teraz czas na moje nachalne wytykanie błędów! Ja zauważyłam tylko jeden, który od razu rzucił mi się w oczy. Napisałaś tą roślinę, a powinno być? Wiem, że wieeesz, więc TĘ. Zwracaj kochana uwagę na końcówki rzeczowników. Tak samo w Twoim komentarzu pod komentarzem Mari Asakury, napisałaś tą rozmowę. I to tyle, idzie Ci coraz lepiej. A teraz pozwolisz mi pokrzyczeć? Więc tak... Dlaczego rozdział kolejny ma się pojawić 12 stycznia? :OO No proszę Cię, to jest karygodne! I ja mam aż tyle czekać? Ja chcę już wiedzieć, jak historia naszych Asakurów się rozwinie. Nie dałoby rady, żebyś wstawiała chociaż raz na dwa tygodnie? *patrzy wzrokiem a'la kot ze shreka* Prooooszę!
Czekam na rozpatrzenie mojej decyzji <3
Dziękuję za opinię. ^ ^
UsuńCieszę się, że pokazujesz mi błędy. Często są to sprawy, na które nawet nie patrzę. Ale z pewnością będę się do Twoich rad stosować. Od teraz będę uważnie patrzeć na końcówki. :)
Ren: I ja tego dopilnuję.
A przy publikowaniu niestety nie mogę być ustępliwa. Mam konkretne daty i muszę się ich trzymać, żeby utrzymać regularność. Poza tym to są dodatki po częściach i w właśnie w ten sposób będą się ukazywać. Nie martw się. Święta raz dwa miną i zanim się obejrzysz będzie druga część. ^ ^
Pozdrawiamy,
Shaman Hoshi i Ren Tao
Na początek (póki pamiętam): "seria ukaże się". "Ukarze" jest od "karać";P
OdpowiedzUsuńA po drugie: moja droga, ależ ja właśnie liczę na to, że będzie jak najwięcej o bliźniakach;D Inni bohaterowie mogliby dla mnie nie istnieć;P Bo i kogóż można chcieć więcej?^o^
Strasznie podoba mi się ten pomysł z oneshotami 12. każdego miesiąca, wiesz?;D Mam teraz na co czekać^^
Dobra, biorę się za komentowanieXD
Nie, Opacho!:( Co za psychol. Jakim trzeba być psychopatą, żeby zaatakować małe dziecko! Kurczak no... ale chyba wyciągniesz ją z tego, prawda? Prawda? No przecież chyba nikt w Patch nie życzy jej źle. Trzeba by w ogóle nie mieć serca...:(
Nie dziwi mnie, że Yoh zauważył to wszystko, co działo się z Hao. Zawsze był wyjątkowo bystry, nawet jeśli co chwila przysypiał (to taka przykrywka dla zmylenia przeciwników;P). I aż mi się łezki w oku zakręciły, kiedy myślał o tym, jak on i Hao mogliby być normalnymi braćmi... Jestem zdecydowanie zbyt wrażliwa pod tym względem^^'
Omg, rozpieszczasz mnie tymi asakurzastymi scenami*-* Rozpływam się^o^ Ta rozmowa w restauracji...XD Ależ to zupełny przypadek, że Yohś akurat teraz jeXD Przecież tak rzadko to robiXD
O.M.G. "Fryzura Ryu ZROBIŁA KAPUT"XDDD Skąd Ty bierzesz takie teksty?XDDD
"Postawię ci coś słodkiego" *-* *-* *jeszcze bardziej rozpływa się w mandarynkową masę* *skleja się na chwilę do kupy, żeby wziąć piłę mechaniczną i odgonić gapiów, którzy bezczelnie bezczeszczą spotkanie bliźniaków* *wraca, otrzepuje ręce, wyciera resztki krwi i rozpływa się dalej nad rozmową przed ogrodem z antidotum*
"Był zwykłym Hao, jego uśmiechniętym starszym bratem" - no i masz, przez Ciebie spociły mi się oczy. Wiedziałam, że tak będzie. Zawsze tak się dzieje przy opowiadaniach o bliźniakach^^' Jestem nienormalna^^''
Matko... I jeszcze taki troskliwy Hao-niichan...*-* Dziołcha, żebyś Ty wiedziała, jak to na mnie działa...*-*
...
Taa... Zapomnij o spoconych oczach. Na końcówce po prostu ryczałam. To było złeT-T Jak to nie mogą być braćmi?T-T Jasne, że mogą. Chrzanić resztę świataT-T
Ej no... I jak ja mam teraz zasnąć?T-T Znowu pół nocy będę ryczeć w poduszkę... Czemu ja zawsze muszę czytać takie fanfiction o bliźniakach przed snem...== No dobra, w sumie jak czytałam takie z dobrym zakończeniem, to i tak ryczałam w poduszkę. Ech, ja naprawdę jestem nienormalna...
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli 12 maja nie zakończysz tej historii pogodzeniem bliźniaków, to będzie mi bardzo, ale to BARDZO przykro a Ty otrzymasz horrendalny rachunek za chusteczki. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Stwierdzenie, że stworzyłaś cudo, jest tak oczywiste, że aż głupio to pisać;P Chciałabym móc dorastać Ci chociaż do warstwy brodawkowatej skóry Twoich pięt.
Nie wiem, jak ja wytrzymam do 12 stycznia...
Buziaczki i z niecierpliwością czekam na next:):):)
A poza tym masz szczęście, że zdążyłam się ogarnąć, bo przed chwila weszła moja współlokatorka i gdyby widziała mnie moment wcześniej, to by się nieźle zmartwiła^^''
Dziękuję za opinię. ^ ^
UsuńWidząc Twoje komentarze uśmiech wpływa na mą twarz bo wiem, że przez następne minuty nie będę się nudzić. xD
Za pokazanie błędu dziękuję, postaram się go jak najszybciej poprawić. :)
I cieszę się, że pomysł Ci się podoba. Specjalnie wybrałam akurat 12, żeby zakończyć typowo Asakurowe opowiadanie w urodziny moich kochanych bliźniaków. Od początku był zamysł ,,sami bliźniacy" i zamierzam dotrzymać go aż do końca. Resztę NWG też uwielbiam, ale jednak braciszkowie są tacy niesamowicie uroczy, że nie mogłam się powstrzymać przed stworzeniem tego czegoś, co widzisz powyżej. :)
Jeśli chodzi o ,,asakurzaste momenty", to będziesz ich sporo i boję się, że już przy trzecim rozdziale nie zostanie z Ciebie nic, co mogłabym nazwać ciałem stałym. No ale ewentualnie przelejemy Cię do jakiegoś słoiczka i będzie gites. ^ ^
Cieszy mnie, że opowiadanie wywołało u Ciebie aż tyle emocji. Ale w jednym się mylisz. To ja nigdy nie dorosnę nawet do poziomu gruntu, po którym stąpasz. Czytałam asakura-no-futago chyba ze trzy razy, a i tak zawsze po każdym rozdziale siedzę z rozdziawioną w zachwycie mordką. To od Ciebie się uczę, jak się pisze piękne opisy. ^ ^
Ren: Ta... A teraz stwórzcie kółeczko wzajemnej adoracji. -.-
Kurteczka... A już myślałam, że posiedzisz cicho...
Ren: I tu się pomyliłaś! Jako twój asystent muszę kontrolować każdy Twój komen-
Tak, tak. Fajnie.
Pozdrawiamy,
Shaman Hoshi i Ren Tao
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystko...
OdpowiedzUsuńNotki są wprost cudowne, a ta po prostu wzruszająca. Normalnie zakochałam się Hao jeszcze bardziej:)
Twój blog wygląda super!
Chciałam cię zaprosić do mnie na kolejną notkę: http://anna-itako.blog.pl/